Monday, March 5, 2007

Antychińska tarcza rakietowa w Polsce - antypolska polityka rządu polskiego.

Czy Polsce potrzebna jest amerykańska tarcza antyrakietowa.

Amerykanie tarczę antyrakietową zbudują tak czy inaczej, bo jest im ona naprawdę potrzebna. My musimy rozważyć wszystkie za i przeciw, zanim odpowiemy sobie na pytanie, czy brać udział w tym przedsięwzięciu - pisze Marcin Gadziński Prof. Roman Kuźniar w swoim artykule o tym, czy Polsce jest potrzebna amerykańska tarcza antyrakietowa ("Gazeta" z 6 grudnia), wezwał do debaty o tarczy, by dyskusji o ewentualnym zbudowaniu w Polsce amerykańskiej bazy pocisków antyrakietowych nie zostawiać tylko "kapłanom wiedzy tajemnej", wąskiemu gronu wtajemniczonych "urzędników, ekspertów i generałów".Dyskusja jest niezbędna i zapowiada się pasjonująco. Dobrze byłoby, gdyby w tej sprawie "kapłani wiedzy tajemnej", w tym premier, prezydent, minister obrony narodowej, także się wypowiedzieli, i to nie za pomocą kilku zdawkowych zdań. Tak samo zresztą chętnie wysłuchałbym głosu i argumentów poprzednich dwóch premierów, ministra obrony narodowej i odchodzącego prezydenta, którzy sprawę rozpoczęli i przez dwa-trzy lata o niej z Amerykanami dyskutowali.By podjąć decyzję, czy Polska powinna w programie tarczy antyrakietowej uczestniczyć, trzeba rozważyć wszelkie za i przeciw. Wszystkie zyski z tego przedsięwzięcia - i to w szerszym kontekście, a nie mierzone jedynie tym, czy Amerykanie dadzą nam kolejne 30 mln dol. na armię - oraz oczywiście całe ryzyko wynikające z budowy w Polsce elementów tarczy. Czy Ameryka potrzebuje tarczy Jednak do niczego nie prowadzi dyskusja, w której zanegujemy samą ideę tarczy i powiemy, że nie bierzemy w udziału w tym przedsięwzięciu, bo naszym zdaniem nie jest ono potrzebne ani Polsce, ani USA. A taką właśnie tezę stawia prof. Kuźniar. Zredukował on tarczę do "anachronicznego politycznie i destabilizującego strategicznie podejścia do zapewnienia bezpieczeństwa międzynarodowego". Jego zdaniem idea tarczy zupełnie nie odpowiada naturze współczesnych zagrożeń (np. 11 września czy ataki w Madrycie), a jej budowa wywoła nowy wyścig zbrojeń, szczególnie z Chinami.Pomińmy już to, że Chiny dawno rozpoczęły nowy wyścig zbrojeń (mają najszybciej rosnący budżet wojskowy na świecie). Skupmy się na współczesnych zagrożeniach. "Stale rozwijane systemy zapobiegania rozprzestrzeniania broni masowego rażenia, przede wszystkim nuklearnej, i środków jej przenoszenia wykluczają możliwość wejścia w jej posiadanie przez podmioty pozarządowe lub państwa budzące niepokój" - pisze Kuźniar. Czyli tarcza jest niepotrzebna, bo nie ma możliwości, by terroryści lub jakieś "niebezpieczne" państwo zdobyli bombę atomową i rakietę do jej przenoszenia. Tylko w takim razie co znajduje się pod kilkudziesięciometrowymi warstwami betonu w górach Korei Płn., jeśli nie głowice nuklearne i rakiety dalekiego zasięgu do ich przenoszenia? Dlaczego agencje wywiadowcze Zachodu śledzą z takim niepokojem informacje o kryzysie finansowym reżimu w Phenianie i martwią się, co zrobią komunistyczni generałowie, gdy nagle z walizkami pieniędzy zjawią się u nich posłańcy od Osamy? Po co analitycy i szpiedzy poszukują śladów ładunków i rakiet wyciekających ze źle zabezpieczonych baz poradzieckich?Czym handlowała - dla zwykłego idącego w dziesiątki milionów dolarów zysku - słynna siatka Abdula Khana, ojca pakistańskiej bomby atomowej? A handlowała z takimi głosicielami pokoju jak Korea Płn., Iran czy Libia.Nad czym negocjują w pocie czoła i z rosnącą paniką w oczach dyplomaci Francji, Wlk. Brytanii i Niemiec próbujący powstrzymać program nuklearny rozwijany przez twardogłowych ajatollahów w Iranie?Dlaczego we wszelkich dokumentach dotyczących bezpieczeństwa narodowego USA, podobnie jak w dziesiątkach książek i setkach artykułów na ten temat, właśnie atak rakietowy przez jedno z "państw upadłych" jest uznawany - obok eksplozji tzw. brudnej bomby - za największe zagrożenie dla Ameryki?I po co eksperci od strategii zachodzą w głowę, które kraje za 10, 15, 20 lat mogą trafić na listę "państw upadłych" zdolnych do produkcji (albo zakupu) technologii nuklearnych i rakietowych?W rzeczywistości Amerykanie boją się ataku rakietowego i zdają sobie sprawę, że w ciągu 10-15 lat bać się będzie trzeba jeszcze bardziej. Dla nich budowa tarczy antyrakietowej jest oczywistością. Jasne, że są głosy sprzeciwu - jak to w polityce - jednak nikt z głównego nurtu amerykańskiej polityki nie kwestionuje zagrożenia per se. Co najwyżej - konkretne pomysły technologiczne i sposób wydawania pieniędzy.Łączenie tego z ideologią administracji Busha, choć rzeczywiście pasuje do arogancji tej ekipy w stylu prowadzenia polityki zagranicznej i obronnej, też do niczego nie prowadzi. Demokratka Hillary Clinton, główny kandydat na prezydenta w 2008 r., w głosowaniach w Senacie za każdym razem opowiada się za zwiększeniem, a nie zmniejszeniem środków na budowę tarczy. I ostrzega przed zagrożeniem ze strony koreańskich rakiet. Ideę obrony antyrakietowej popiera dziś 70-80 proc. Amerykanów. Żaden prezydent w dzisiejszej, wyczulonej na sprawy bezpieczeństwa Ameryce tego nie zlekceważy.Czy mamy się czego bać? Amerykanie tarczę zbudują tak czy inaczej. Co więcej, jest im ona potrzebna. Pytanie, czy zrobią to z udziałem Polski, czy nie.Europa, w tym Polska, nie drży dziś przed rakietami, które mogą nadlecieć z Korei Płn. Jednak Iran jest trochę bliżej i też już ma rakiety mogące razić znaczną część Europy, z Polską włącznie. Negocjacje europejskiej "Trójki" z Iranem właściwie do niczego nie prowadzą, szanse na sankcje międzynarodowe wobec Teheranu są nikłe, a jeśli nawet by do nich doszło, to nie zmuszą one ajatollahów w Teheranie do porzucenia marzeń o bombie. A chodzi o reżim, który nigdy nie ukrywał, że wspiera wiele organizacji terrorystycznych i nienawidzi Zachodu.Nad swoimi rakietami - i być może bombą - pracuje też Syria, kolejny kraj znany ze wspierania islamskich terrorystów, który w przyszłości może stać się zagrożeniem.Oczywiście, ataki rakietowe na cele w Europie czy Ameryce byłyby "nieracjonalne" ze strony tych państw, bo Amerykanie odpowiedzieliby zabójczym odwetem. Wydawałoby się więc, że nie ma się czego bać.Ale przecież to właśnie nowy typ szokujących i "nieracjonalnych" ataków, np. samolotami w World Trade Center, powinien nas nauczyć, że matryce strategiczne, według których mierzyliśmy ryzyko zagrożenia przez kilkadziesiąt lat zimnej wojny, trzeba dziś wyrzucić na śmietnik. Budując tarczę antyrakietową, twierdzi Kuźniar, administracja Busha sięga do anachronicznych pomysłów z czasów zimnej wojny. Jest jednak dokładnie odwrotnie. Właśnie zasady z tamtego okresu - "nuklearne odstraszanie" - na które się powołuje, nie mają dziś zastosowania. Islamscy ekstremiści to nie racjonalna Rosja czy Chiny. Dlatego Amerykanom do poczucia bezpieczeństwa nie wystarczą dziś tysiące głowic nuklearnych. Potrzebują jeszcze tarczy, która osłoni świat przed jedną, dwoma, trzema rakietami wystrzelonymi przez terrorystów lub szaleńców u władzy - w Phenianie, Teheranie czy gdzie indziej.Pytania dla Polski Sami musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, na ile czujemy się zagrożeni. Jak możemy być zagrożeni za lat 10 czy 20? Czy chcemy pomóc w ochronie globu, bo przecież część tarczy zbudowana w Polsce nie chroniłaby tylko naszego kraju, ale także całą Europę i wschodnie wybrzeże USA? Czy zajęcie pozycji najbliższego sojusznika USA - i siłą rzeczy umocnienie wizerunku "konia trojańskiego" - nam się opłaca, czy nie? Czy budując bazę, warto zaogniać stosunki z Rosją? Czy opłaca się to nam z perspektywy bieżących gier politycznych - i z Rosją i krajami "starej" Unii? A z perspektywy wielu lat?Na te pytania muszą odpowiedzieć polskie władze w otwartej debacie. Zwykłe przekreślanie idei tarczy jako "niepotrzebnej nawet Amerykanom" albo oczekiwanie na amerykański "ochłap" - parę milionów dolarów na nowoczesne zabawki dla armii - do podjęcia w pełni dojrzałej decyzji nas w żaden sposób nie zbliży.To trzeci głos w naszej debacie o tarczy - 8 grudnia z Romanem Kuźniarem polemizował Zbigniew Lewicki Marcin Gadziński, Waszyngton2005-12-08, ostatnia aktualizacja 2005-12-08 16:33
http://serwisy.gazeta.pl/swiat/1,34181,3055645.html

No comments: