Monday, March 5, 2007

Sojusz Polski z Rosją i Chinami podstawą stabilizacji politycznej i gospodarczej Polski.

Smok i niedźwiedź dwa bratanki

Napisał: Jakub Kumoch

Rosyjskie elity coraz częściej podkreślają, że ich kraj jest częścią nie tylko Europy, lecz również Azji
Moskwa i Pekin jeszcze nigdy nie były tak blisko. Pod bokiem NATO wyrasta potężny sojusz, który już wkrótce może okazać się głównym zmartwieniem Zachodu.Wang Xiaodong codziennie o świcie wyrusza ze swoim przenośnym warsztatem na ulice Władywostoku. Przez cały dzień naprawia dziurawe zelówki, przyszywa odklejające się podeszwy i sprzedaje sznurowadła. – Można zarobić jakieś 30 dolarów dziennie, a w dobrym miejscu to nawet 100 – cieszy się Wang w rozmowie z dziennikarzem chińskiej gazety.Po drugiej strony rosyjsko-chińskiej granicy także wre imigranckie życie. Na ulicy Yabao w Pekinie szyldy są po rosyjsku. W sercu „małej” Moskwy zaopatrują się rosyjscy kupcy, którzy zalewają chińskimi towarami rosyjskie bazary od Władywostoku po Kaliningrad. A bogaci Rosjanie zalewają sobą chiński Hajnan, gdzie obsługa knajp i hoteli mówi już po rosyjsku. Po rosyjskiej stronie znów wierna kopia sytuacji: we władywostockich szkołach zapotrzebowanie na naukę chińskiego przekracza popyt na angielski, a na rynkach roi się od chińskich produktów.Urażona duma wschoduOd czasów bitwy na rzece Ussuri i od rządów Mao, który czuł do Rosjan uraz, zmieniło się wszystko. – Stosunki chińsko-rosyjskie osiągnęły bezprecedensowy poziom – powiedział w ubiegłym tygodniu chiński przywódca Hu Jintao; dwa miesiące wcześniej Władimir Putin paradował w chińskim stroju, zwiedzając klasztor Szaolin, a Gazprom i chiński CNPC porozumiały się, że pierwszy z gazociągów łączących Rosję i Chiny ruszy w 2011 roku. W tym samym czasie jeden z sondaży w Rosji wykazał, że większość Rosjan uważa Chiny za głównego sojusznika ich kraju. To nie są tylko dyżurne slogany. Dwa lata temu oba kraje ostatecznie uregulowały niespokojną granicę, mówią jednym głosem w ONZ, Rosja zaspokaja chińskie zapotrzebowanie na broń i chce być głównym dostawcą surowców dla najprężniej rosnącej gospodarki świata. Oba kraje łączy jednak coś więcej niż ekonomia – Rosja i Chiny coraz głośniej dają znać Zachodowi, że zamierzają postawić tamę jego demokratyzacyjnej ofensywie.Powód powstania sojuszu: wspólne ambicje i wspólne interesy. Chiny Hu Jintao i Rosja Władimira Putina wyznają podobny model państwa – połączenie autorytarnej władzy i względnego sukcesu gospodarczego. Retoryka Zachodu i entuzjazm, z którym wita kolejne kolorowe rewolucje, to zagrożenie dla elit władzy w Moskwie i Pekinie. Nic więc dziwnego, że oba kraje budują sojusz, korzystając przy tym z poparcia nie mniej zaniepokojonych autokratów z Azji.Po części jest to sojusz urażonych uczuć. Putina zawsze bolało, że jego przyjazne stosunki z George’em W. Bushem nie przeszkadzały Departamentowi Stanu obalać jego sojuszników. Podobnie „oszukani” czuli się niejednokrotnie Chińczycy – chwaleni przez amerykański biznes, a jednocześnie „bezceremonialnie” atakowani przez władze. W kwietniu Hu Jintao został poniżony podczas wizyty w USA, gdy amerykańscy gospodarze „niechcący” pomylili hymn chiński z tajwańskim, a związana z sektą Falun Gong chińska dziennikarka skrzyczała go podczas powitania w Białym Domu. W maju oberwało się Rosjanom, których wiceprezydent USA Dick Cheney oskarżył o wykorzystywanie ropy i gazu jako „narzędzi zastraszania i szantażu”.Pentagon przyznał niedawno, że niemal całe nowe uzbrojenie armii chińskiej pochodzi z Rosji, prasa zachodnia pisze o rosyjsko-chińskiej „idylli”, a waszyngtońscy geopolitycy zaczęli zauważać zupełnie ignorowaną Szanghajską Organizację Współpracy, którą Pekin i Moskwa utworzyły w 2001 roku wraz z czterema krajami Azji Środkowej. Pięć lat temu była jedną z wielu inicjatyw na terenie eurazjatyckim. Dziś dyskutuje nawet o wspólnych manewrach i strukturach do walki z terroryzmem. – To zalążek przyszłego anty-NATO – mówią niektórzy amerykańscy eksperci.My wam ropę, wy nam ludziSzewca Wanga nie obchodzi polityka, choć to ona otworzyła na oścież jedną z najdłuższych granic świata i dała mu pracę. Dobra dniówka obnośnego rzemieślnika we Władywostoku odpowiada miesięcznym zarobkom w Chinach. Wang pochodzi z Dongbei – zagłębia taniej siły roboczej dla rosyjskiego Dalekiego Wschodu, gdzie w wielu regionach Chińczycy stanowią już 10–20 procent ludności. W całej Rosji liczba Chińczyków może wynosić aż 3,5 miliona. Chińska imigracja – dla wielu Rosjan powód do popłochu – zaspokaja brak siły roboczej, który coraz bardziej doskwiera gospodarce wyludniającej się i starzejącej Rosji. Kreml rozważał nawet planowe osiedlanie Chińczyków i ich asymilację.Przyjaźń z Chinami pomaga też Rosji odzyskać dawną imperialną pozycję. 145-milionowa Federacja nie budzi w świecie należnego respektu, ale sprzymierzona z ponadmiliardową potęgą komunistycznych Chin zaczyna wyglądać groźniej. Z kolei Chiny potrzebują surowców i widzą w Rosji ich stałe i niekończące się źródło, więc ochoczo zgadzają się na tandem. Cały czas rywalizują z Japonią o to, dokąd popłynie rosyjskim rurociągiem ropa z Angarska – dlatego do czasu podpisania długoterminowych kontraktów Rosja ma Chiny w szachu. A współpracę z Pekinem wykorzystuje do szantażowania Zachodu.– Zbytnio nasyciliśmy Europę surowcem, a każdy podręcznik ekonomii mówi, że zbyt duże dostawy obniżają ceny – mówił w kwietniu „Niezawisimej Gaziecie” Siemion Wajnsztok, szef koncernu Transnieft, który kontroluje rosyjskie rurociągi. A żeby go lepiej zrozumiano, dodał: – Jak tylko skierujemy dostawy do Chin, Korei Południowej, Australii i Japonii, surowiec wymknie się natychmiast z rąk naszym europejskim kolegom.Również Gazprom zapowiadał, że jest w stanie częściowo zakręcić kurek Europie. Takie groźby aktywizują prorosyjskie lobby w Unii Europejskiej, silne zwłaszcza w Niemczech, gdzie przedstawiciele biznesu naciskali niedawno na Angelę Merkel, by powstrzymała się przed otwartym krytykowaniem Rosji i nie wywoływała kryzysów surowcowych. Wielu analityków jest jednak przeciwnych biciu na alarm. Według ocen Międzynarodowej Agencji Energii łączne zapotrzebowanie na gaz Chin i Indii nie osiągnie w 2030 roku nawet jednej szóstej potrzeb Europy Zachodniej.Zachód jest o wiele bardziej zaniepokojony współpracą polityczno-wojskową. Szanghajska Organizacja Współpracy (SCO) odbędzie 15 czerwca swój kolejny szczyt i spodziewany jest na nim nie kto inny, jak prezydent Iranu Mahmud Ahmadineżad. Iran chce być stałym członkiem organizacji – na razie wraz z Indiami, Pakistanem i Mongolią jest tylko obserwatorem. Gdyby nim został, anty-NATO nie będzie już tylko waszyngtońskim koszmarem. Stanie się faktem.– Moskwa próbuje pokazać, zwłaszcza Waszyngtonowi, że w obszarze eurazjatyckim jest wciąż ważnym graczem, Chiny natomiast mają coraz większe ambicje i też chcą, aby SCO stała się czymś większym i bardziej efektywnym – twierdzi w jednej z wypowiedzi naczelny rosyjskiej wersji „Foreign Affairs” Fiodor Łukjanow.Randka z ajatollahemDecydując się na sojusz z Chinami, Moskwa musi zdawać sobie jednak sprawę, że wkracza na wyjątkowo cienki lód. W maju Pentagon opublikował raport – 95 procent zakupionej w ostatnich 10 latach chińskiej broni pochodzi z Rosji. Chińczycy kupują myśliwce Su-27 i Su-30, rakiety ziemia–powietrze, samoloty transportowe Ił-76, okręty podwodne, rakiety do zwalczania okrętów i gotowe komponenty do innych typów uzbrojenia. Przeciwko komu mają zostać użyte? W Waszyngtonie odpowiedź jest jedna: przeciwko Tajwanowi.W ubiegłym roku Rosjanie i Chińczycy odbyli wspólne manewry, ćwicząc szturm zajętej przez terrorystów (sic!) wyspy. Parę trzeźwych umysłów w Moskwie zadało jednak bardzo proste pytanie: a co będzie, jeżeli dozbrojone przez Rosję Chiny obrócą kiedyś największą armię świata przeciwko swojemu dzisiejszemu partnerowi? Zgoda na sprzedaż nowoczesnej technologii mogła osłabić potencjał obronny Rosji, a odmowa mogła wypchnąć Rosję z chińskiego rynku zbrojeniowego. Lobby wojskowe zrobiło swoje. Rosja sprzedaje wszystko, co ma najlepsze, i modli się, by za kilkanaście lat Chiny wciąż były wiernym sojusznikiem.Gdyby sojusz przetrwał, Zachodowi grozi nowa zimna wojna. Amerykański analityk Robert Kagan prognozuje we włoskim dzienniku „La Repubblica”, że chińsko-rosyjski sojusz zastąpi dawny blok wschodni i Al-Kaidę w roli głównego wroga Zachodu. „Jeżeli Chiny i Rosja przekształcą się w szańce absolutyzmu, a przy tym będą przeżywać rozkwit gospodarczy, to trudno oczekiwać, że zaakceptują zachodnią doktrynę i że skończą z autorytarnymi rządami. Wprost przeciwnie, zrobią to, co zawsze robią reżimy absolutystyczne: będą walczyć z ekspansją liberalizmu” – pisze Kagan. Zaczątki tego mamy już dziś. Czym bowiem można tłumaczyć nieskrywane sympatie Rosji i Chin dla krajów autorytarnych – Białorusi, Sudanu, Iranu czy Zimbabwe? Autorytarne reżimy mają jednak równie silną tendencję do wywoływania między sobą konfliktów. Czy Rosja i Chiny zachowają wspólny front? A może zwyciężą u nich sprzeczne interesy – na przykład kwestia, czyja powinna być daleka Syberia. Chińczyków będzie na niej coraz więcej. Wang Xiaodong i jemu podobni postrzegają Rosjan nie jako przyjaciół, tylko jako konkurencję. – Nie mają z nami szans. Jesteśmy po prostu lepsi i tańsi – mówi.Jakub KumochKonrad Godlewski23/24/2006

http://przekroj.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1724&Itemid=49

No comments: